środa, 15 lipca 2015

Wigilia Uroczystości Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel. Klasztor Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła i św. Józefa w Katowicach. Dzień przed przyjęciem Szkaplerza.



Kalendarium mojego nawrócenia.


Światło w ciemności, Woda na pustyni  i Słodycz przyjaźni z Bogiem.

I. Na Pustyni Życia - droga do Boga.
Wychowałam się w rodzinie katolickiej, ale bez żywej wiary i praktyki codziennej modlitwy. Kościół traktowano w niej jak jedną z instytucji – szkołę, która uczy dzieci zasad dobrego postępowania i wydaje „dyplomy” po zaliczeniu wszystkich „przedmiotów”, czyli sakramentów. I tak wzrastałam w duchowej pustce bez Boga i bez miłości, której także nie było w mojej rodzinie. Czasem wypowiadałam słowa modlitw i bywałam w Kościele na Mszach. Nie wierzyłam jednak w Boga.

Pierwszy dotyk Boga.
Miałam siedem lat a moja Mama ciężko zachorowała i trafiła do szpitala. W pewnym śnie twarz MB z obrazu nad moim łóżkiem zalała się łzami a Ona sama, podnosząc rękę i grożąc mi palcem powiedziała do mnie ze smutkiem: Dziecko! Dlaczego się nie modlisz… Sen wydał mi się zabawny i nie zastanawiałam się nad tym, co mi się przyśniło.  

Drugi dotyk Boga. Moja przyjaciółka z liceum poprosiła, żebym pojechała z nią na rekolekcje Ruchu Światło-Życie. Nudziłam się tam i dziwiło mnie zachowanie rozmodlonych ludzi. Pamiętam, że nieustannie się zastanawiałam: Z kim oni rozmawiają i do kogo wznoszą swoje ręce jeśli nikogo tutaj nie ma? Przecież Bóg nie istnieje a wiara to mistyfikacja! Zasady wiary i Dekalog są tym, co instynkt samozachowawczy u zwierząt. Próbowałam się jednak modlić, bo mój ukochany Dziadek miał nowotwór. Pomyślałam, że jeśli Bóg istnieje to go uzdrowi. Każdej nocy wykradałam się o 24.00 do kaplicy na krótką modlitwę. Przestałam to robić gdy po jednym z czuwań miałam dziwny sen. We śnie uciekałam z chorym Dziadkiem na rękach, krzycząc do niewidzialnego Boga: Nie oddam Ci go! Nie pozwolę Ci go zabrać! Wtedy stanął przede mną Anioł i powiedział: Spójrz jak bardzo się męczy i cierpi. Pozwól mu odejść… Gdy spojrzałam na Dziadka, to się przeraziłam. Miał pociemniałą i wykrzywioną bólem twarz. Zrezygnowana i zasmucona odpowiedziałam „Dobrze. Oddaję Ci go” i położyłam Dziadka na ziemi pod stopami Anioła. Wtedy twarz Dziadka pojaśniała i zobaczyłam jak ze starca przemienia się w pięknego młodzieńca o rozpromienionej szczęściem twarzy. Od tamtego czasu prosiłam w duchu tylko o dobrą śmierć dla Dziadka, ale nie była to modlitwa, lecz pobożne życzenie.

Trzeci dotyk Boga i dar wiary.
Moja dewiza życiowa brzmiała: Nawet jak nie ma Boga, to warto żyć godnie a dążąc do szczęścia być dobrym dla bliźnich. Wszak tylko to odróżnia nas od zwierząt. Jaki jednak jest sens w kurczowym trzymaniu się istnienia, które okaże się nic nie warte i nie pozwoli nam na godne życie oraz realizację marzeń? Czyż nie lepiej wtedy uciec od udręk doczesności, chorób, cierpienia oraz świadomości totalnej klęski do Krainy Cieni i Wiecznego Spokoju?

Podczas najciemniejszej nocy mojego życia, gdy leżałam pogrążona w rozpaczy i powtarzałam w kółko z zamkniętymi oczami „chcę umrzeć, zniknąć, nie być”, stanęła przy mnie postać utkana ze Światła, przyklękła i gorzko zapłakała. Ten szloch był tak przejmujący, że aż zadrżałam i zaczęłam się mu przysłuchiwać ze zdumieniem. W płaczu tym był ból spowodowany przez ludzkie myśli o pragnieniu śmierci. Były to nie tylko moje myśli, ale także myśli innych ludzi, którzy odrzucają dar życia i nie chcą już żyć. W tamtym momencie pragnęłam uczynić wszystko, żeby ta cudowna Osoba, przepełniona ogromną Miłością do mnie i do wszystkich ludzkich strzępów, przestała szlochać, żeby już nie cierpiała z mojego (naszego) powodu. Było mi żal, że Boga nie znam, że tak niewiele o Nim wiem poza tym, że naprawdę istnieje, że jest moim Bogiem i bardzo mnie kocha. Po chwili postać utkana ze Światła podniosła mnie z ziemi i uniosła w górę ku przynoszącemu ukojenie, bezgraniczne szczęście i wewnętrzny pokój Światłu. Nagle odczułam, że wybierając śmierć nie będę mogła spocząć w Świetle, że pochłonie mnie lodowaty Mrok, a obezwładniająca samotność, uczucie opuszczenia, rozgoryczenie i rozpacz będą mnie dręczyć przez całą wieczność. Przesłanie Boga było wyraźne i dobitne: Nie odrzucaj mojego daru życia! Nie skacz w Mroczną Otchłań Nicości, bo będziesz cierpieć i zranisz moje serce, a Ja nie będę mógł Ci już pomóc! Przez kilka dni chodziłam odmieniona i widząc leżącego na ulicy żebraka myślałam z przejęciem: To człowiek, którego bardzo kocha Bóg i przy którym teraz klęczy. Mnie też bardzo kocha i wszystkich ludzi kocha, ale czy oni o tym wiedzą, czy są tego świadomi?

W świecie pozorów i wyświechtanych słów nic nie znaczą słowa „Bóg nas kocha – Bóg mnie kocha”. Niewielu też w nie wierzy i niewielu wierzy w Boga. Ja również nigdy nie wierzyłam, ale od tamtego czasu wiem, że Bóg istnieje, że się o mnie troszczy. Wiem też, że do rozpoczęcia rozmowy z Nim nie są potrzebne wyszukane słowa ani uroczyste gesty. Wystarczy jedynie świadomość Jego obecności i ciągłe kierowanie myśli ku Niemu, gdyż jest stale przy nas. Przekonałam się o tym kiedy znów pogrążona w rozpaczy, tęskniąc za obecnością zmarłych przyjaciół, usłyszałam wyraźnie szept ukrzyżowanego Jezusa: „Pragnę!” W tym jednym słowie wyczytałam: A Ja tak bardzo zawsze pragnę Twojej obecności! Dlaczego nikogo przy mnie nie ma! Dlaczego Ciebie przy mnie nie ma! Teraz już wiesz jaki ból przeszywa moje serce. Twoja obojętność boli mnie bardziej niż fizyczne tortury i zniewagi.

Życie jest bezcenne nawet jak nam się wydaje nieudane, niepotrzebne, kalekie, bez wartości. Jedynie Bóg – dawca życia – może je przerwać. I jedynie Bóg nigdy nas nie opuści i nie zawiedzie. Warto zaprzyjaźnić się z Bogiem i oddać Mu wszystko. W Nim nic nie zginie. Z Nim my nie zginiemy, choćbyśmy nawet umarli a wiatr rozwiał nasze prochy na cztery strony świata. Tam gdzie Bóg, tam jest Światło, tam jest Słodycz i Życie. Kto odnajdzie Boga, ten ma wszystko.

II. Pod skrzydłami Maryi – droga do wiary i Szkaplerza. 

•Lata wcześniejsze. Czas bez Boga, czas narastających ciemności i goryczy serca.

9 grudnia 2012 r. Jasna Góra. Profanacja obrazu MB. Sztuka zawsze była dla mnie czymś świętym. Ten akt wandalizmu sprawia, że staję w obronie bezcennego dobra kultury i wartości, które ta ikona uosabia: wiary moich przodków, Ojczystego Domu, Jasnogórskiej Matki Narodu, Polski. Jestem w tamtym czasie niewierząca i żyję z dala od Kościoła, ale od tamtego dnia na monitorze mojego komputera pojawia się twarz Jasnogórskiej Maryi.

Lato 2014 r. Kościół WNMP w Katowicach. Moją uwagę zwraca przepiękny witraż przedstawiający Zwiastowanie. Narasta we mnie rozgoryczenie i ogarniają mnie coraz większe ciemności. Wiem, że muszę żyć, bo Bóg tak każe, ale nie potrafię, bo nie mam po co ani dla kogo. W najtrudniejszym momencie – przypominając sobie szloch Boga nade mną – tak jak Maryja staję pod Krzyżem i oddaję swoje życie Chrystusowi. Po raz pierwszy mówię Bogu TAK. Zaczynam też regularnie odmawiać różaniec, czuwać przed ikoną Jasnogórskiej Pani i kontemplować Krzyż. W tym czasie rodzi się moja fascynacja krzyżem i świętymi Karmelu, których Bóg wielokrotnie dotykał darem swojej obecności.

16 lipca 2014 r. Jestem na Mszy Świętej w uroczystość MB z Góry Karmel. Po raz pierwszy słyszę o Szkaplerzu i naśladowaniu Maryi. Dużo rozmyślam o tajemniczej Górze Karmel - o Ogrodzie Bożym - i innej górze, o mojej osobistej Golgocie, na którą się wspinam razem z Jezusem po przejściu przez Pustynię Życia. Po jakimś czasie - nie pamiętam już kiedy - kupuję medalik szkaplerzny i zakładam na szyję. Jest to znak mojego pragnienia naśladowania Maryi i chęci podążania za Chrystusem.

26 sierpnia 2014 r. Po odsłuchaniu wcześniej (25 sierpnia) audycji o Ruchu Pomocników Matki Kościoła spontanicznie zawierzam się MB z Jasnej Góry. Bez wahania odmawiam akt zawierzenia i oddaję się w niewolę miłości. Przychodzi mi to bez trudu, bo przecież już wcześniej oddałam swoje życie Chrystusowi, przyjmując Krzyż i opowiadając się za Światłem, Dobrem, Życiem.

3 stycznia 2015 r. przystępuję do Ruchu Czystych Serc. Czynię to, gdyż uświadamiam sobie, że droga do Miłości wiedzie przez czystość, a nie kosztowanie przyjemnostek i zabawę ciałem, która jest zawsze zabawą drugim człowiekiem. Ta sfera przyjemności powinna być odkrywana w związku sakramentalnym, z człowiekiem, którego się naprawdę i nieodwołalnie kocha – kocha tak, jak kocha nas Bóg. Miłość na próbę nie istnieje.

Wiosna 2015 r. Zaczynam przygotowywać się do przyjęcia Szkaplerza. Obiecuję Maryi uczynić to 16 lipca 2015 roku w dniu Jej święta. Zamierzam przyjąć Szkaplerz w mojej parafii z rąk jednego z tutejszych kapłanów, ale Proboszcz odsyła mnie do katowickiego Karmelu.

7 lipca 2015 r. Karmel Katowice. Rozpoczyna się Nowenna do MB z Góry Karmel. Prowadzi ją karmelita o. Melchior Wróbel. Pierwszego dnia pytam o możliwość przyjęcia Szkaplerza w dniu 16 lipca…

III. Podziękowanie za dar wiary.

Niech Bóg będzie uwielbiony we wszystkim co mnie spotyka a Jego błogosławieństwo ogarnia wszystkich, których stawia na mojej drodze. Panie! Przymnóż mi wiary i prowadź! Amen.