poniedziałek, 19 października 2015

Patroni dzisiejszego dnia: błogosławiony Jerzy Popiełuszko, święci Jan de Brebeuf, Izaak Jogues i Towarzysze, męczennicy.


Ten, który zło dobrem zwyciężał i do końca pozostał wierny Chrystusowi, 
oddając życie za Prawdę.

Ma­my wy­powiadać prawdę, gdy in­ni mil­czą. Wy­rażać miłość i sza­cunek, gdy in­ni sieją niena­wiść. Za­mil­knąć, gdy in­ni mówią. Mod­lić się, gdy in­ni przek­li­nają. Pomóc, gdy in­ni nie chcą te­go czy­nić. Prze­baczyć, gdy in­ni nie pot­ra­fią. Cie­szyć się życiem, gdy in­ni je lekceważą.  
 Ksiądz Jerzy Popiełuszko

"Dobry pasterz daje życie swoje za owce." J 10,11. Dzisiaj przypada 31. rocznica śmierci kapelana "Solidarności", Księdza Jerzego Popiełuszki, zamordowanego 19 października 1984 roku. Niech błogosławiony Ksiądz Jerzy Popiełuszko modli się za nami i prosi Boga w Trójcy Jedynego o wolność sumień dla Polaków, o odwagę w przyznawaniu się do Chrystusa, o męstwo w ucisku, a dla Ojczyzny naszej o dostatek i niezawisłość, o mądrych rządzących, którzy będą dbali o dobro publiczne, a nie własne, aby Polacy nie byli ubogimi krewnymi pośród narodów Europy, a Polska biednym i wyzyskiwanym przez inne państwa krajem neokolonialnym.


Z Księgi Mądrości...
Zdało się oczom głupich, że pomarli,
zejście ich poczytano za nieszczęście
i odejście od nas za unicestwienie,
a oni trwają w pokoju.
Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni,
nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności.
Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich,
Bóg ich bowiem doświadczył
i znalazł ich godnymi siebie.
Doświadczył ich jak złoto w tyglu
i przyjął ich jak całopalną ofiarę.
W dzień nawiedzenia swego zajaśnieją
i rozbiegną się jak iskry po ściernisku.
Będą sądzić ludy, zapanują nad narodami,
a Pan królować będzie nad nimi na wieki. (...)
wierni w miłości będą przy Nim trwali: 
łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych. A bezbożni poniosą karę stosownie do zamysłów, bo wzgardzili sprawiedliwym i odstąpili od Pana
Mdr 3,2-10










Zdeptano dłonie, które błogosławiły i dotykały Ciała Chrystusa. Zamknięto usta, które mówiły prawdę i wzywały do odstąpienia od zła. Prawdzie nie można jednak zamknąć ust i nie można jej zabić. Nawet spętana, zagrzebana w ziemi, strawiona przez ogień czy zatopiona w głębinach powstanie z martwych i zatryumfuje. Nawet wytarta z pamięci ludzi i wyparta ze świadomości zbrodniarzy zawsze w końcu zajaśnieje, odkrywając nikczemność i zamysły serc opętanych przez zło, ściągając na splamionych krwią gniew Boży.


Z listów błogosławionego Księdza Jerzego, napisanych w wojsku, gdzie przebywał w  jednostce dla kleryków...
***
Wspólną modlitwę praktykujemy w dalszym ciągu (...)Można powiedzieć, że już nie przeszkadzają tak w modlitwie, chociaż może to być tylko okresowe, jako eksperyment...
***
Różaniec wspólnie odmawiamy codziennie. Przy każdej dziesiątce ktoś inny podaje intencję, jedna tajemnica jest w intencji własnej. W niedzielę Msze święte recytujemy, a w piątek drogę krzyżową odprawiamy. Wieczorem, krótka wspólna modlitwa...
***
Ostatnio zaszły pewne fakty, które pozostaną mi w pamięci (...)
Zaczęło się od tego, że dowódca plutonu kazał mi zdjąć z palca różaniec na zajęciach przed całym plutonem.


Odmówiłem, czyli nie wykonałem rozkazu. A za to grozi prokurator. Gdybym zdjął, wyglądałoby to na ustępstwo. Sam fakt zdjęcia to niby nic takiego, ale ja zawsze patrzę głębiej. Wtedy tenże dowódca rozkazał mi, żebym poszedł z nim do wyższych władz, a swemu pomocnikowi rozkazał, aby na 20.00 przyprowadził mnie na rozmowę służbową. Ponieważ nie było wyższych władz, rozmawiał ze mną sam. Straszył prokuratorem. Wyśmiewał: „Co, bojownik za wiarę”. (...)
O 17.45 w pełnym umundurowaniu jak do ZOK-u stawiłem się na podoficerce. Tam sprawdzian trwał do 20.00 z przerwą na kolację. O 20.00 zaprowadzono do dowódcy plutonu. Tam się zaczęło. Najpierw spisał moje dane. Potem kazał mi zdjąć buty, wyciągnąć sznurówki z butów i rozwinąć onuce. Stałem więc przed nim boso. Oczywiście był czas na baczność. Stałem jak skazaniec. Zaczął się wyżywać. Stosował różne metody. Starał się mnie ośmieszyć. Poniżyć przed kolegami, to znów zaskoczyć możliwością urlopów i przepustek. Na boso stałem przez godzinę (60 minut). Nogi zmarzły, zsiniały, więc o 21.20 kazał mi buty założyć. Na chwilę wyszedł z sali i poszedł do chłopaków (moich kolegów z plutonu). Przyszedł do mnie z pocieszającą wiadomością: „Tam, w sali, w twojej intencji się modlą”. Rzeczywiście, chłopaki wspólnie odmawiali różaniec. Ja zbywałem go raczej milczeniem, odmawiając modlitwy w myśli i ofiarowując cierpienia, powodowane przygniatającym ciężarem plecaka, maski, broni i hełmu Bogu, jako przebłaganie za grzechy. Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa. Jak powiedziałem, różaniec był tylko pretekstem do tego, żeby się ze mną spotkać w formie służbowej, bo normalnie to już byłem na rozmowach. O różańcu wspominał mi tylko pod koniec rozmowy. A tak cały czas mówił o różnych rzeczach, że przedtem miałem autorytet na sali, a teraz jestem narzędziem w ręku innych, tchórzy, którzy sami się boją narażać. Oczywiście zmyślone. Chęć pokłócenia z kolegami. Ale na takich chwytach się znamy. O 22.20 przyszedł polityczny (politruk), kazał mi zdjąć różaniec przy nim. A niby z jakiej racji? Nie zdjąłem, bo przecież nikomu nie przeszkadzał, a nie będę zdejmował dlatego, że ktoś nie może na to patrzeć. Zwolnił mnie o 23.00.



Błogosławiony Księże Jerzy, Patronie dzisiejszego dnia, tak bliski sercom wszystkich Polaków! Ucz nas odpłacać dobrem za zło, patrzeć głębiej, dążyć do Nieba i w każdych okolicznościach trwać przy Chrystusie. Niech nie wstydzimy się wiary naszych Przodków. Niech zawsze stajemy w obronie Kościoła Świętego i naszych Pasterzy. Niech brat nigdy nie podnosi ręki na brata i będzie mu bratem, a nie katem.
Święci męczennicy - Janie Brebeuf, Izaaku Jogues, Karolu Garnier, Antoni Danielu, Gabrielu Lalemant, Noelu Chabanel, Janie de Lalande i Rene Goupil - którzy oddaliście życie dla Chrystusa, módlcie się za nami! Święty Michale Archaniele! Bądź nam tarczą w momentach ataków zła. Niech nie paraliżuje nas lęk i nie opuszcza ufność we Wszechmoc Boga, w którego rękach jest cały wszechświat i każdy człowiek. Niech w ucisku wołamy pełni nadziei "Któż jak Bóg", gdyż to On powołuje do istnienia i obdarza Życiem Wiecznym wszystkich, którzy mężnie trwają przy Nim do końca. Amen.

Modlitwa po Komunii Świętej. Księże Jerzy! Byłeś posłuszny Bogu aż do męczeńskiej śmierci. Wyproś mi ducha posłuszeństwa, abym szła wszędzie dokąd pośle mnie Bóg i męstwo, żebym bez lęku przyjmowała Wolę Bożą. Amen.
 +
O błogosławionym Księdzu Jerzym Popiełuszce...

"Jerzy Popiełuszko urodził się 14 września 1947 r. na Podlasiu we wsi Okopy, w parafii Suchowola, z rodziców Władysława i Marianny z domu Gniedziejko. W dwa dni po urodzeniu, 16 września, został ochrzczony w parafialnym kościele pod wezwaniem świętych Apostołów Piotra i Pawła w Suchowoli i otrzymał imię swojego stryja, Alfonsa (zmienił je na Jerzy Aleksander dopiero w okresie nauki w seminarium, w 1971 r.). W tym samym kościele 17 czerwca 1956 r. przyjął bierzmowanie z rąk biskupa Władysława Suszyńskiego. Wybrał sobie wówczas imię patrona archidiecezji wileńskiej - Kazimierza.W latach 1954-1965 Alek Popiełuszko uczęszczał do Szkoły Podstawowej oraz Liceum Ogólnokształcącego w Suchowoli. W kościele parafialnym, odległym od domu o kilka kilometrów, od 11. roku życia był ministrantem i służył do Mszy św. codziennie przed lekcjami w szkole.
Uzyskawszy świadectwo maturalne, zgłosił się 24 czerwca 1965 r. do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego św. Jana Chrzciciela w Warszawie, gdzie przez siedem lat przygotowywał się intelektualnie i duchowo do przyjęcia święceń kapłańskich. Podczas tych studiów musiał odbyć dwuletnią służbę wojskową w specjalnej jednostce dla kleryków w Bartoszycach. Z tego okresu znany jest fakt mężnej postawy alumna Popiełuszki, który nie pozwolił odebrać sobie medalika i różańca, za co był szykanowany przez tamtejsze władze wojskowe. Celem tych szykan i obostrzeń w służbie było zniechęcanie żołnierzy-kleryków do kontynuowania drogi powołania kapłańskiego.
Po powrocie do seminarium musiał poddać się operacji tarczycy, leczył się też z powodu choroby serca. W pewnym momencie był w tak ciężkim stanie, że koledzy kursowi całą noc modlili się w jego intencji (18 kwietnia 1970 r.). Przeżycia w wojsku, choroba i pobyt w szpitalu bardzo zbliżyły go do kolegów oraz w szczególny sposób uwrażliwiły na potrzeby, cierpienia i krzywdy bliźnich. Stał się opiekuńczy i zatroskany, zwłaszcza o chorych.

W dniu 12 grudnia 1971 r. otrzymał święcenia subdiakonatu, a 12 marca 1972 r. - diakonatu. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego dnia 28 maja 1972 r. w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Jako neoprezbiter został skierowany do pracy duszpasterskiej i katechetycznej najpierw w parafii Świętej Trójcy w Ząbkach koło Warszawy, gdzie pracował trzy lata (1972-1975), a następnie do parafii Matki Bożej Królowej Polski w Warszawie-Aninie. Po kolejnych trzech latach, 20 maja 1978 r., został przeniesiony na wikariat do parafii Dzieciątka Jezus w Warszawie na Żoliborzu, skąd 25 maja 1979 r. władza archidiecezjalna skierowała go do pracy duszpasterskiej przy kościele akademickim św. Anny w Warszawie. Prowadził tam konwersatoria dla studentów medycyny, organizował rekolekcje i obozy o charakterze rekolekcyjnym oraz kierował duszpasterstwem pielęgniarek w kaplicy Res Sacra Miser. Był członkiem Krajowej Konsulty Duszpasterstwa Służby Zdrowia, a na terenie archidiecezji warszawskiej - diecezjalnym duszpasterzem środowisk medycznych. Dnia 6 października 1981 r. podjął się także opieki duszpasterskiej nad chorymi w Domu Zasłużonego Pracownika Służby Zdrowia w Warszawie przy ul. Elekcyjnej 37, urządzając tam własnym sumptem kaplicę i stając się na mocy nominacji kurialnej kapelanem.
Ostatnim miejscem zamieszkania i pracy ks. Jerzego Popiełuszki od 20 maja 1980 r. była parafia św. Stanisława Kostki w Warszawie na Żoliborzu, gdzie jako rezydent pomagał w pracy parafialnej i zajmował się duszpasterstwem specjalistycznym. Między innymi kierował zebraniami formacyjnymi grupy studentów Akademii Medycznej, był duszpasterzem średniego personelu medycznego (pielęgniarek) oraz co miesiąc urządzał dla lekarzy spotkania modlitewne.
Na podkreślenie zasługuje udział ks. Jerzego Popiełuszki w przygotowaniu dwóch wizyt papieskich w Ojczyźnie (w 1979 i 1983 r.). W obydwu przypadkach, wbrew sprzeciwom władz komunistycznych i Służby Bezpieczeństwa, był faktycznym przewodniczącym Sekcji Sanitarnej Komitetu Przyjęcia Jana Pawła II w Warszawie i ze swoją kilkusetosobową grupą medyczną roztaczał z ramienia Kościoła opiekę zdrowotną nad uczestnikami pielgrzymek.
Oddzielną kartą życia ks. Jerzego, która doprowadziła go do palmy męczeństwa, było jego bezkompromisowe zaangażowanie się w duszpasterstwo świata pracy, zarówno w okresie tworzenia się "Solidarności", jak i później, gdy trwał stan wojenny w Polsce oraz po jego zniesieniu. Pomimo szykan ze strony czynników państwowych i esbeckich oraz pomówień i oszczerstw w środkach masowego przekazu, był rzecznikiem i obrońcą godności człowieka, praw ludzkich do wolności, sprawiedliwości, miłości i prawdy, a także heroldem Pawłowego i papieskiego nauczania, że zło należy zwyciężać dobrem. Prawdy te głosił wraz ze swym proboszczem - ks. prałatem Teofilem Boguckim - przede wszystkim podczas nabożeństw za Ojczyznę, urządzanych w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu od czasu ogłoszenia stanu wojennego we wszystkie ostatnie niedziele miesiąca. Pierwsza taka Msza św. została odprawiona 28 lutego 1982 r.
Serdeczne więzy ks. Popiełuszki ze światem pracy, zwłaszcza z pracownikami Huty Warszawa, zadzierzgnięte zostały w sposób niemal przypadkowy, ale opatrznościowy i nieodwracalny. Gdy w sierpniu 1980 r. doszło do strajku w Hucie Warszawa, pięciu przedstawicieli tej Huty przybyło do rezydencji arcybiskupów warszawskich, prosząc kardynała Stefana Wyszyńskiego, ażeby przyjechał do nich lub wyznaczył im jakiegoś kapłana do odprawienia Mszy świętej. Twierdzili, że prawie wszyscy strajkujący wewnątrz Huty są katolikami i pragną uczestniczyć w niedzielnej liturgii mszalnej, ale ze względu na sytuację - nie mogą opuścić miejsca pracy. Była to pierwsza niedziela, około godziny ósmej, kiedy strajkowały już Gdańsk, Szczecin i śląskie kopalnie. Prymas Polski, nie mogąc ze względu na inne zaplanowane zajęcia osobiście odprawić tej Mszy świętej, zlecił swojemu kapelanowi - ks. prałatowi Bronisławowi Piaseckiemu: "Poszukaj księdza". Ks. kapelan udał się niezwłocznie na pobliski Żoliborz, do kościoła św. Stanisława Kostki, i propozycję pójścia do Huty przedstawił pierwszemu napotkanemu kapłanowi - ks. Jerzemu Popiełuszce. Ks. Jerzy chętnie przyjął propozycję i, po porozumieniu się z proboszczem, wyruszył do Huty. Był to początek kolejnej formy jego duszpasterstwa - duszpasterstwa, które zakończyło się jego męczeńską śmiercią.
Kiedy w 1981 roku strajkowały uczelnie wyższe, ks. Jerzy Popiełuszko roztoczył opiekę duszpasterską nad studentami warszawskiej Akademii Medycznej i jednocześnie nad słuchaczami Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, gdzie protest miał dramatyczny przebieg. Kiedy 2 grudnia 1981 r. władze dokonały pacyfikacji WOSP w Warszawie przy użyciu helikopterów i sprzętu bojowego (co stanowiło swoiste preludium do wprowadzenia za kilka dni stanu wojennego), ksiądz Jerzy był w gmachu uczelni.
Władze komunistyczne nasiliły szykanowanie kapłana. Był wielokrotnie przesłuchiwany w prokuraturze, zatrzymywany i aresztowany. Przedstawiono mu nawet akt oskarżenia, w którym zarzucano mu, że działał na szkodę interesów PRL, ponieważ nadużywając funkcji kapłana czynił z kościołów miejsce propagandy antypaństwowej (sąd umorzył postępowanie w sierpniu 1984 r.). Prasa reżimowa nasiliła ataki drukując liczne oszczercze artykuły, mające skompromitować kapelana Solidarności (opisywano rzekome nadużycia finansowe i skandale obyczajowe).
Ksiądz Jerzy nie zaprzestał swojej działalności. Oprócz Mszy św. za Ojczyznę, zainicjował w 1982 r. pielgrzymkę robotników Huty Warszawa na Jasna Górę, która przerodziła się wkrótce w Ogólnopolską Pielgrzymkę Ludzi Pracy. W końcu władze zdecydowały się na ostrzejsze działania. 13 października 1984 r. milicja usiłowała doprowadzić do wypadku drogowego, w którym ks. Jerzy miał zginąć; akcja ta nie powiodła się. Kolejną próbę podjęto kilka dni później.
Kiedy późnym wieczorem dnia 19 października 1984 r. ks. Jerzy wracał samochodem z posługi duszpasterskiej w Bydgoszczy, został zatrzymany przez trzech funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (Wydział do walki z Kościołem) i uprowadzony. Stało się to na szosie w Górsku niedaleko Torunia. Niemal cudem ocalał kierowca - pan Waldemar Chrostowski, jedyny świadek bandyckiego porwania, który, chociaż skuty kajdankami, wyskoczył z pędzącego samochodu i niezwłocznie powiadomił władze kościelne i społeczeństwo o dokonanym przez przedstawicieli władz komunistycznych bezprawiu.
Nastało wtedy dziesięć dni modlitewnego oczekiwania na powrót kapłana w wielu świątyniach kraju, zwłaszcza w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie. Niestety, w dniu 30 października 1984 r. ze sztucznego zbiornika wodnego przy tamie na Wiśle koło Włocławka milicja wyłowiła ciało ks. Jerzego Popiełuszki. Sekcja zmasakrowanego ciała została przeprowadzona w Białymstoku, ale pogrzeb, zgodnie z wolą katolickiego społeczeństwa, odbył się w Warszawie 3 listopada 1984 r. Ks. Jerzy Popiełuszko został pochowany w grobie przy kościele św. Stanisława Kostki. Obrzędom pogrzebowym przewodniczył i okolicznościowe kazanie wygłosił kardynał Józef Glemp, Prymas Polski. W pogrzebie uczestniczyło wielu biskupów, kilkuset kapłanów oraz prawie milion wiernych, w tym setki pocztów sztandarowych spod znaku "Solidarności" z całego kraju.Przekonanie duchowieństwa i wiernych o męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki za wiarę spowodowało, że kardynał Józef Glemp, arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski oraz Prymas Polski, wystarał się o potrzebne zezwolenie Stolicy Apostolskiej i powołał archidiecezjalny trybunał, który zajął się procesem beatyfikacyjnym ks. Jerzego. Proces ten na szczeblu diecezjalnym trwał od 8 lutego 1997 r. do 8 lutego 2001 r. Następnie akta procesu zostały przewiezione do Stolicy Apostolskiej i poddane dalszym badaniom w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. 6 czerwca 2010 r. w Warszawie odbyła się beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki. Jego liturgiczne wspomnienie wyznaczono na 19 października - w dniu jego narodzin dla nieba."




O francuskich misjonarzach-męczennikach...
 "Jan Brebeuf, Izaak Jogues, Karol Garnier, Antoni Daniel, Gabriel Lalemant, Noel Chabanel, Jan de Lalande i Rene Goupil, francuscy jezuici, byli misjonarzami pracującymi wśród Indian Huronów i Irokezów w Ameryce Północnej, przede wszystkim w Kanadzie. Wszyscy zostali zamęczeni przez Indian w latach 1642-1649. Papież Pius XI beatyfikował ich w 1925 r., a kanonizował - w roku 1930.
Wielkie zasługi jako misjonarze w Kanadzie położyli jezuici, sulpicjanie i urszulanki (tzw. czarne). Największą przeszkodę dla ich pracy stanowiły odległości - olbrzymie, puste przestrzenie oraz dzikie szczepy Indian. Traktowali oni misjonarzy jako białych kolonizatorów, którzy przybyli tu jedynie w tym celu, by wydrzeć im ojczystą ziemię. Okrucieństwa, jakich dopuszczali się Europejczycy na Indianach, jeszcze bardziej zwiększały ich wrogość. W 1674 r. udało się jednak założyć pierwszą diecezję kanadyjską w Quebecu. Biskup Laval założył w tym mieście pierwsze seminarium duchowne, które dało początek francuskojęzycznemu uniwersytetowi, istniejącemu do dzisiaj.
Jan de Brebeuf pochodził ze znakomitej rodziny rycerskiej. Urodził się w Normandii 25 marca 1593 r. Wstąpił do jezuitów w 1617 r. Po złożeniu ślubów pełnił obowiązki pedagoga młodzieży (1619-1621), po czym odbył studia filozoficzne i teologiczne (1621-1625). Wyświęcony na kapłana, na własną prośbę został wkrótce skierowany na misje do Kanady. W 1925 r. udał się tam z dwoma kapłanami i dwoma braćmi zakonnymi. Podróż z Francji do Quebecu trwała 2 miesiące. Jan pozostał wśród szczepu indiańskiego Algonchini, gdzie przez pięć miesięcy uczył się języka. Swą dobrocią i okazywaną pomocą rychło pozyskał sobie serca tubylców. Dla wygody własnej i następców ułożył słownik indiańsko-francuski i gramatykę języka tegoż szczepu oraz katechizm. Nie udało mu się jednak pozyskać ani jednego z tych Indian dla Chrystusa. Udał się więc do szczepu Huronów nad rzeką św. Wawrzyńca. I tu pozyskał przyjaźń Indian, ale nie zdołał również nikogo nawrócić. W ciągu trzech lat wyczerpującej pracy: w podróżach po pustynnych bezmiarach, w prymitywie życia, posuniętym do ostateczności, i surowości klimatu - zdołał ochrzcić zaledwie jedno umierające dziecko. Była to najcięższa próba, jaka mogła spotkać misjonarza. Po zdobyciu Quebecu przez Anglików musiał powrócić w 1629 r. do Francji, ale po odzyskaniu Kanady przez Francuzów (1632) wyruszył znów na misje. Wraz z grupą misjonarzy powrócił niezniechęcony do pracy. W 1636 r. epidemia zaczęła niszczyć wioski Huronów. Misjonarze wychodzili z sił, by ich ratować. Zdołali ochrzcić zaledwie kilkoro umierających dzieci. Dorośli panicznie bali się chrztu. Wtedy o. de Brebeuf zdobył się na heroiczny gest: złożył ślub gotowości na wszystkie cierpienia, byle tylko pozyskać dla Jezusa dusze Indian. Właśnie ta epidemia stała się dla misjonarzy opatrznościowa. Indianie widząc, że białych zaraza się nie ima, zaczęli w nich widzieć czarnoksiężników. Ich heroiczne poświęcenie się dla nich otworzyło wreszcie ich serca. W 1649 r. było już 7 tys. ochrzczonych Indian. W czasie jednej z uciążliwych podróży w zimie 1640/1641 roku o. Jan złamał łopatkę i przez trzy lata musiał przebywać w szpitalu w Quebec. Wrócił w roku 1644. Niestety, jego dzieło zostało zniszczone przez dzikich Irokezów. 16 marca 1649 r. napadli oni na wioski Huronów i wymordowali większość mieszkańców. Jan do końca zachęcał swoich wiernych: "Dzieci moje, podnieście oczy wasze ku niebu. Bóg widzi nasze cierpienia i męki. Ma dla nas piękną nagrodę". Irokezi ze szczególną zawziętością dręczyli misjonarza. Widać było całą wściekłość szatana w mękach, jakie zadawał ich ręką, by zemścić się za wydarte mu dusze Indian: Janowi zdzierano paznokcie, zadawano rany, położono go na palu i zaczęto palić żywcem, wypalono mu oczy, wreszcie jego głowę zanurzono w wodzie, by w ten sposób wykpić chrzest. Wściekli, że nie mogli wydobyć z ust męczennika okrzyków boleści, Irokezi zaczęli miażdżyć mu twarz, piersi i całe ciało. W końcu pełni podziwu dla jego męstwa wyrwali mu serce i pożarli je, by mieć bohaterstwo, jakie on okazał. Razem z nim zamordowano Gabriela Lalementa.
Izaak Jogues urodził się w Orleanie 10 stycznia 1607 r. Oddany do kolegium jezuitów, wstąpił do nich w wieku 17 lat. Po ukończeniu nowicjatu w Rouen oraz studiów filozoficznych i teologicznych (1626-1629) został mianowany regensem kolegium w Rouen. Tu spotkał się z Janem de Brebeuf i z Gabrielem Lalement, z którymi w przyszłości miał podzielić męczeństwo. Na usilne prośby w roku 1636 został wysłany do Kanady. Kiedy w sierpniu 1642 r. wracał do Quebecu, został napadnięty przez Irokezów, którzy wzięli go do niewoli i przez 15 miesięcy zadawali mu wyszukane męki: przypiekano mu ciało, wyrwano paznokcie, bito żelaznymi prętami, odcięto mu kciuk u prawej ręki. Irokezi umyślnie nie zamordowali od razu misjonarza, gdyż spodziewali się okupu. Kiedy wreszcie jakiś litościwy pastor holenderski zapłacił za niego 300 funtów srebra, wypuszczono Izaaka. W bardzo ciężkim stanie przewieziono go do Nowego Amsterdamu (Nowego Jorku), skąd wrócił do Francji. Okazywano mu tam powszechną cześć. Regentka Anna ucałowała jego pokaleczone dłonie. Bohaterski misjonarz nie myślał jednak zrezygnować z pracy misyjnej. Tak długo prosił przełożonych, aż mu pozwolili powrócić. Na życzenie rządu francuskiego doprowadził do pokoju ze szczepem Irokezów. Kiedy w 1646 r. wybuchła wśród Indian epidemia, zabobonni tubylcy, sądząc, że to on ją sprowadził na nich, zamordowali go toporem 18 października 1646 r.Izaak zostawił po sobie listy i kilka drobnych pism. Dowiadujemy się z nich, że prowadził tak intensywne życie wewnętrzne, że nawet otrzymał dar wizji.
W podobnie okrutny sposób zamordowano Towarzyszy Jana i Izaaka: Antoniego Daniela, Karola Garniera, Natalisa Chabanela i dwóch braci zakonnych. Od 1926 r. w Midland (w prowincji Ontario), w miejscu, gdzie odkryto grób Jana de Brebeuf i Gabriela Lalementa, istnieje sanktuarium Jezuickich Męczenników Kanadyjskich. Modlą się tam miejscowi Indianie oraz liczni przedstawiciele kanadyjskich imigrantów. Do tego miejsca od ponad 50 lat na uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej pielgrzymuje kanadyjska Polonia (od ok. 30 lat również w pieszej pielgrzymce, której towarzyszą co roku polscy biskupi). Sanktuarium to nawiedził w 1984 r. papież św. Jan Paweł II, który powiedział wówczas: "Przywołajmy na chwilę tych heroicznych świętych, których w tym miejscu czcimy, a którzy zostawili nam tak wspaniałe dziedzictwo", a później dodał: "To sanktuarium męczenników jest miejscem pielgrzymek i modlitw, monumentem Bożego błogosławieństwa dla przeszłości, inspiracją dla nas, spoglądających w przyszłość"."

Rozważania na dzisiejszy dzień. Eremita z Eremu Maryi "Brama Nieba": Mądrość i głupota...

Źródła obrazków: bł. Ks. Jerzy Popiełuszko - 1..., 2..., 3 (kadr z filmu)..., 4...; misjonarze męczennicy -  http://www.ccwatershed.org/about/martyrs/

Źródło zacytowanych tekstów:  "Czytelnia" serwisu http://brewiarz.pl