Pan jest moim pasterzem: (...)
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoją chwałę.
Wyimek z Psalmu 23
On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości - Krwią Jego zostaliście uzdrowieni. Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych.
1 P 2, 24-25
Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła, wy, którzyście byli nie-ludem, teraz zaś jesteście ludem Bożym, którzyście nie dostąpili miłosierdzia, teraz zaś jako ci, którzy miłosierdzia doznali.
1 P 2,9-10
Nie pozwól, o Panie, mi więcej zbłądzić
z dala od Twoich dróg,
aby moje serce nie stało się nieczułe
na bojaźń przed Tobą!
Parafraza wersetu z Księgi Izajasza: Iz 63,17
Kto jest moim pasterzem? Za kim podążam, idąc przez życie? Wielu bezmyślnie powtarza: Najważniejsze to realizować swoje marzenia, rozwijać talenty, mieć wielu przyjaciół, szczęśliwą rodzinę, zdrowie, dobrą pracę, rozwijać pasje, zabezpieczyć swoją przyszłość. Najważniejsze, to żyć tak, aby nie żałować ani jednego dnia, gdy przyjdzie nam opuścić ten świat. Wszak mamy do dyspozycji tylko tu i teraz. Potem nie ma już nic. Potem tylko pustka i nicość. Potem tylko niepamięć porastająca mchem zapomnienia opuszczone mogiły...
Kim jestem i czego pragnę w głębi swego serca? Dlaczego nie mogę znaleźć szczęścia i ciągle czuję niepokój i niedosyt? Dokąd zmierzam? Dokąd zmierza moje życie? A co potem? Czy po mnie coś zostanie? Co po sobie pozostawię? Jaka jest wartość moich wysiłków i starań?
Każdy ma swoją listę najważniejszych rzeczy w życiu, ale żadna z tych
rzeczy nie zapewni nam szczęścia, żadna nie sprawi, że będziemy czuli
się spełnieni. Kiedy to w końcu odkrywamy, to zostajemy przygnieceni świadomością porażki i wpadamy w apatię albo porzucamy dotychczasowe życie i zaczynamy poszukiwania na nowo. Moim bogiem była życiowa pasja. Poświęcałam jej wszystko i walczyłam zażarcie z przeciwnościami losu, aby osiągnąć cel. Wprawdzie płynęłam tylko na rozpadającej się tratwie i byłam ciągle znoszona na mielizny, ale nie rezygnowałam. Z nie gasnącym zapałem wypływałam ponownie w morze. Wytrwale wiosłowałam łyżeczką od herbaty i rozpinałam starannie żagle z poszewki na poduszkę. Niestrudzenie wypatrywałam stałego lądu - swojego miejsca w życiu. Ślepo wierzyłam w to, że zapał i samozaparcie wystarczą, ale zabrakło mi sił i zdrowia. Napotkałam na niesprzyjające wiatry ludzkich uprzedzeń oraz niszczycielskie fale ludzkiej nieżyczliwości i obojętności. Moją podróż ku marzeniom zakończyłam jako życiowy rozbitek - wyczerpana psychicznie i fizycznie, odrzucona przez świat. Nie było przy mnie nikogo. I nie było już dla mnie ratunku. Byłam bankrutem bez przyszłości. Znajomi się odsunęli. Przyjaciele się wykruszyli. Rodzina patrzyła na mnie z politowaniem a obcy z niezrozumieniem i pogardą. Zmarnowane życie. Kolejne istnienie bez sensu...
Byłam zbłąkaną owcą poranioną przez los. Dla świata byłam nikim, ale był Ktoś dla kogo wciąż byłam najważniejsza we Wszechświecie. Był Ktoś, kto pochylił się nade mną z ogromną miłością, zabrał do Swojej Owczarni, otoczył troskliwą opieką, opatrzył rany i podarował zaproszenie do Nieba. Czy mogłam powiedzieć "Nie!", chociaż czułam się niegodna i byłam zawstydzona swoją nędzą? Czy mogłam odrzucić ofiarowaną mi wspaniałomyślnie Miłość oraz Odkupienie wszystkich win - egoizmu, ślepoty na cierpienie innych, obojętności na zło, które mocno oplotło i zatruło moje serce, czyniąc je nieczułym na istnienie Boga?
Byłam zbłąkaną owcą poranioną przez los. Nie wierzyłam słowom, którymi szafował świat ani ludziom, którzy rzucali je na wiatr, ale uwierzyłam Słowu. Usłyszałam pełen miłości i troski głos, płaczącego nade mną i przywołującego mnie w ciemnościach Pasterza. Ilekroć się potknę i upadnę pod ciosem losu albo uczynię coś złego, to Pan natychmiast staje przede mną. Nie widzę Go oczyma ciała, ale czuję na sobie Jego gorące i pełne miłości spojrzenie. Takie samo, jakie spoczęło kiedyś na Apostole Piotrze, gdy trzykrotnie się wyrzekł Jezusa. Podążać za Niebieskim Pasterzem, to stale się nawracać, to uparcie podążać ścieżką dobra i z obrzydzeniem odrzucać zło, ale nie dla nagrody w niebie, lecz z miłości do Pasterza, który oddał za nas życie i podarował nam wieczność ze Sobą - Niebo. Wieczność bez Miłości - z dala od Boga - to piekło. Takim samym piekłem jest już tu na ziemi życie bez Boga. Kto to zrozumie podąży ufnie za Niebieskim Pasterzem, choćby musiał przejść przez las płomieni i skoczyć w otchłań cierpienia, choćby został ugodzony prosto w serce przez strzałę śmierci. Wszak życie, to Bóg i zmartwychwstanie, to Bóg. W Nim jest wszystko. On jest wszystkim. Szczęśliwi, którzy przebywają w Jego Owczarni. Szczęście, to Bóg.
Pasterzem moim jest Pan. Krwią Jego zostałam uzdrowiona. Rozświetla moje ścieżki i pozwala mi leżeć u Swoich stóp. Uczy mnie kochać życie i wyzwala od lęku przed śmiercią, bo życie to On... A kto jest Twoim Pasterzem? Za czyim głosem podążasz, idąc przez życie? Czego pragnie Twoje serce? Ja pragnęłam zawsze dwóch rzeczy. Akceptacji mojej wrażliwości i przyjaźni. Podarował mi je Bóg, ale wraz z nimi otrzymałam znacznie więcej. Otrzymałam miłość tego, Który Jest, chociaż nigdy nie wierzyłam w miłość, ani w Boga, sądząc że jedno to przejaw fizycznego pożądania, a drugie to wytwór obłąkanego umysłu - idée fixe ludzkości.
Pasterzem moim jest Pan. To dla Niego otwieram każdego dnia oczy i zmagam się z rzeczywistością. To dla Niego powstaję, gdy powali mnie los i zabraknie mi sił do walki. On jest zawsze ze mną. On jedyny wierzy we mnie i będzie o mnie walczył ze wszystkich sił. Jego kij i laska mnie chronią i podtrzymują. W Jego Sercu jest mój Dom. Pasterzem moim jest Pan... Chcę być zawsze blisko Niego.